cierpliwość
winna być sprzedawana jak mąka, w kilowych workach
czy też może jak sól,
przemycana w małych drewnianych szkatułkach?
do kogo? do czego? do siebie?
"dzień dobry,
poproszę kilo cierpliwości do bliźnich
do kolejek w sklepie
nudnych kazań
zadymionych knajp
histerycznych opowieści,
a i proszę dołączyć
dwie szczypty cierpliwości
do samej siebie
na powolne poranki
ból głowy
irracjonalną chandrę
i ogólne znużenie,
nie więcej,
bo się jeszcze przyzwyczaję"
poniedziałek, 9 lutego 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz